Strona główna - 530-niezwykla-kobieta-w-indiach-dwoch-pasjonatow-ze-szwecji-dwa-licea-menedzerki-colway-i-inne-sploty-ludzkich-losow

Niezwykła kobieta w Indiach, dwóch pasjonatów ze Szwecji, dwa licea, menedżerki COLWAY i inne sploty ludzkich losów

Cztery lata temu, w 2014 roku Hendrik Ludrup i Sven Carlsson, szwedzcy autorzy wniosku o Patent Europejski na „Sposób pozyskiwania piperyny chrakteryzującej się tym, że wielokrotnie zwiększa przyswajalność karotenoidów (…)” – peregrynujący wówczas po świecie w poszukiwaniu do swoich eksperymentów idealnie czystego ekologicznie pieprzu o wysokiej zawartości piperyny – spotkali w indyjskiej Kerala niezwykłą kobietę Olgę Richards

Opowiedzieli mi o niej, ale jeszcze wówczas ta opowieść nie zaintrygowała mnie na tyle, bym się nią z Wami podzielił…

Hendrik Ludrup i Sven Carlsson to pasjonaci. Ich pasja dała nam, ludziom z COLWAY fantastyczny produkt prozdrowotny – Axantę. Prawdopodobnie najlepsze na świecie z dostępnych w grupie suplementów diety – źródło astaksantyny. Dlaczego tak twierdzimy? Ponieważ Axanta zawiera w składzie także piperynę, ale piperynę niezwykłą. Potrafiącą niewiarygodnie wręcz zwiększać bioretencję karotenoidów (w tym astaksantyny).

Hendrik I Sven uczęszczali kiedyś do znanego w Szwecji ogólniaka – “jedynki” Calmare Internationella Skola i jeździli w odwiedziny do szkoły partnerskej – “ogólniaka” w Gdańsku, też “jedynki”. Oba licea, szwedzkie i polskie wydały znanych absolwentów; polityków, pisarzy, artystów. W Gdańsku takich jak: Aleksander Hall, Donald Tusk, Rudi Schubert, a także wielu utalentowanych, młodych sportowców, szczególnie piłkarzy ręcznych i tenisistów stołowych. Tworzyli oni zaczątki własnych kultur środowiskowych, z których wyrosły postaci takie, jak Bogdan Wenta – wybitny piłkarz ręczny i trener, jak gdańscy mistrzowie świata: Andrzej Grubba i Leszek Kucharski.
A z Kalmaru przyjeżdżali w tamtym czasie w odwiedziny również przyszli championi światowego sportu, jak Erik Lindh, Jan Ove-Waldner, czy Magnus Wislander – najlepszy piłkarz ręczny w historii tej dyscypliny na świecie.

Miałem przyjemność ich wszystkich poznać, bo … też chodziłem z tamtymi rocznikami do I Liceum w Gdańsku. I miałem okazję poznać Magnusa Wislandera – zaprzyjaźnionego z Svenem i Hendrikiem. A żona Bogdana Wenty – Iwona, naturalnie też absolwentka I LO, jest od lat Menedżerem COLWAY.

Aliści miało być o niezwykłej kobiecie Oldze Richards – pięknie mówiącej po polsku, bo z pochodzenia Polce. No to będzie…

W połowie września 2018 dostałem od Iwony Wenty taki list: „Jarku,

Chciałabym się z tobą podzielić przygodą z mojej ostatniej podróży, którą było poznanie naszej niesamowitej rodaczki. Znając ciebie i wiele historii Colway pomyślałam, że ten temat mógłby cię zainteresować.

Olgę poznaliśmy w Indiach, w Kerali i spędziliśmy z nią sporo czasu.
Jesteśmy pod wrażeniem tej kobiety, która w Indiach dopięła swego. W traumatycznych okolicznościach i z przyczyn zdrowotnych, z architekta wnętrz przekształciła się w ekologicznego rolnika na hinduskiej prowincji.

Przed jedenastoma laty pozyskała kilkanaście hektarów ziemi, przylegających do obszaru wyróżnionego przez UNESCO za jego dziewiczą czystość i wyjątkową bioróżnorodność.
Mieliśmy możliwość spożywania owoców jej pracy, czyli kurkumy, pieprzu, imbiru, gałki muszkatołowej i wielu innych przypraw, liści i korzeni, o których istnieniu nawet nie mieliśmy wcześniej pojęcia.
Podziwiam jej determinację i przedsiębiorczość, a do tego „nadajemy na tych samych falach” = natura.
Olga współpracuje z rządowym szpitalem ayurwedy w Trivandrum oraz z ośrodkiem ayurwedy Manatheeram, gdzie już po raz drugi spędzaliśmy wakacje.

Z początkowym sceptycyzmem do naturalnego leczenia my, czyli też nasz syn (przyszły lekarz) oraz jego dziewczyna (też na medycynie), zwiedzaliśmy ten szpital, rozmawialiśmy z lekarzami i rezydentami. Widzieliśmy jak powstają i jak działają leki ayurwedyjskie, co zrobiło na nas ogromne wrażenie.

Ze względu na ekologiczny, tradycyjny sposób uprawy, kultywacji, zbioru i obróbki (w szczególności kurkumy), celem Olgi jest pozyskanie odbiorców, którzy wykorzystają je w celach medycznych.
Opowieść o Oldze jest opowieścią o ludziach, którzy wierzą w swoje pasje i życiowe projekty.
O takich ludziach, jak Ty Jarku.

Dołączam materiały na jej temat. Na koniec ciekawostka. Wiesz jakie to przyjemne zdziwienie, gdy na końcu świata, na hinduskiej prowincji spotyka się produkty Colway? Olga świetnie zna Colway, posiada i stosuje nasze kosmetyki. Jej dobra znajoma jest naszym Dystrybutorem. To jedne z tych osób, które są dumne z tego, że mogą w dalekim świecie pokazać polską jakość. A czym jest dla Olgi słowo jakość, poczytasz sobie w załączonym reportażu.

Pozdrawiam Cię serdecznie!

Iwona”

Czy ktoś w to uwierzy, że trzy dni po otrzymaniu tego listu spotkałem Svena Carlssona w małej aptece, którą odwiedza może 30 klientów dziennie i jeden obcokrajowiec na pół roku, w … Koleczkowie? Co tam robił? Znajoma z ich zlotów licealnych przeprowadziła się z Gdańska do Koleczkowa. Identycznie, jak ja kiedyś.

Więc dziś już ta historia na tyle mnie urzekła, że chcę się z Wami nią podzielić, choć na pozór nie ma w niej nic sensacyjnego. Czy jednak na pewno? Ile osób spośród nas wybrałoby sobie na przestrzeń projektu swojego życia „karierę” rolnika w Indiach? Zwłaszcza w konwencji „Zero Budget Natural Farming”? Czy to nie kojarzy się od razu z potworną nędzą, zabójczym klimatem, potem, smrodem i wątpliwymi perspektywami?
Jaki trzeba więc mieć hart ducha, aby zaczynać życie od nowa w taki sposób i w takim miejscu? Poczujcie klimat opowieści o Oldze, uchwycony w reportażu poniżej.

Dla mnie w tej historii, choć dziejącej się w bardzo różnych miejscach, również hen, gdzieś tam, gdzie pieprz rośnie – urocze są niezliczone małe asocjacje, sploty okoliczności i losów ludzkich, które powodują, że czasami mi się zdaje, iż Colway może wrócić do mnie z każdą znajomością, wyniknąć zza każdego rogu i każdej palmy… Ludzie w Colway będą się pojawiać i znikać, ale także wracać, nawet jeśli w wspomnieniach jedynie. Będzie nas jeszcze wielu, w których to zjawisko społeczne, jakie współtworzymy pozostawi trwały ślad… Niechby tylko epizodyczny…

Nawet bowiem postać autorki podesłanego mi przez Iwonę Wentę reportażu (poniżej) Amélie Weigel „Mani”, francuzki, która w sierpniu 2008 roku rzuciła swoje dotychczasowe życie i posadę dyrektora placówki kulturalnej Centre Jean Cocteau, aby wyjechać na zawsze do Indii – też przyniosła mi dwa silne skojarzenia. Jedno z I Liceum w Gdańsku, a drugie z Colway… „Mani”, wylatując wówczas do Indii złamała serce pewnej dziewczynie o imieniu Ewa, absolwentce I Liceum w Gdańsku oczywiście. Pakując wtedy swój plecak, Amelia Weigel włożyła do niego dwa Kolageny Naturalne, które jej oczywiście „popłynęły” już pół godziny po wylądowaniu w Thiruvananthapuram Airport.
Czy „Mani” zadzwoniła wówczas najpierw do rodziny, albo przyjaciół? Aby dać znać, że bezpiecznie dotarła? Nie. Ona dzwoniła do Ewy, która zalewała się łzami z… pytaniem, jak ma uratować swoje kolageny. Skąd mogę wiedzieć o takich epizodach ludzkich losów? I kto by je pamiętał po tylu latach? Wiem, gdyż usłyszałem tę historię całą. Amelia dzwoniła wtedy do Ewy, swojej przyjaciółki ze studiów antropologicznych na Uniwersytecie Lumière w Lyonie, wówczas Menedżerki COLWAY , a wcześniej, przed wielu laty mojej licealnej sympatii.
Minęło wiele lat i Ewa, kolejnym nieprawdopodobnym przypadkiem, w Berlinie – siedząc w poczekalni gabinetu kosmetycznego (w którym można też nabyć produkty COLWAY) wzięła do ręki zakurzony egzemplarz magazynu turystycznego INDES, gdzie jeden, jedyny raz, w lipcu 2016 ukazał się reportaż o Oldze Richards – autorstwa jej wielkiej, zawiedzionej miłości – „Mani” Weigel.
To zdarzenie, bez żadnego przecież właściwie znaczenia, nastąpiło jednak – nie uwierzycie – dzień po wysłaniu do mnie listu przez Iwonę Wentę, a dzień przed spotkaniem przeze mnie w kaszubskiej wsi Svena Carlssona.
Kiedy więc Ewa zagadnęła mnie przez FB pytaniem, czy pamiętam opowiadaną mi przed laty historię o Amelii, która złamała jej serce i której w 2008 roku zdenaturował się kolagen, bo ta historia się jej właśnie przypomniała, gdy czytała reportaż „Mani” o innej Polce – ekorolniczce w Indiach – to pomyślałem, że ani chybi, to są jakieś czary…
Zważywszy bowiem na fakt, iż wszystkie te epizody spotkały się w trzech dniach, a dwa lata po reportażu, cztery lata po wizycie Szwedów w Indiach i czterdzieści lat po czasach licealnych – uznałem, że nagromadzenie zbiegów okoliczności przekroczyło tu mocno statystyczną granicę prawdopodobieństwa i całą tę historię należy opowiedzieć.

Jarosław Zych

 

Olga Richards. Odkrycie ajurvedy

Amelia Weigel
Samochód zatrzymuje się na ścieżce i kontynujemy wspinaczkę pieszo, pośród tysiącem odcieni zieleni, jakie ma tam bujna roślinność. Horyzont się odsłania i ukazuje nam wspaniały widok na zachodni łańcuch gór Gatha na Południu Indii . Z jednej strony widzimy Kerale, w pobliżu miejscowości Amboori, niedaleko zapory Dam Neyyar Dam. Z drugiej strony jest Tamil Nadu i góra Agasthiyamalai – obszar wyróżniony przez UNESCO za jego niesamowitą bioróżnorodność roślinną. Przechodzimy przez drewniany płot, wchodzimy na posiadłość Olgi. Dla niej: „ to miejsce – to było objawienie.”. Położone na szczycie wzgórza, dziesiątki hektarów ziemi doskonale chronione przed zanieczyszczeniami z zewnątrz. Nagle przychodzi monsun, zawsze możliwy po zbyt gorącym lecie i zmusza nas do ucieczki do prowizorycznego domku, na kamiennym fundamencie, ale ze ścian zrobionych z ziemi. Przed nami pnie kokosowe tarasowej plantacji. Deszcz ustaje i zapada absolutna cisza. A powietrze jest niewiarygodnie czyste i świeże.

Mała, szczupła sylwetka, ruchy lekkie i pełne wdzięku. Zastanawiam się przez chwilę jak ta kobieta, wyglądająca na delikatną i elegancką, odnalazła się jako rolniczka i właścicielka plantacji ekologicznej w sercu Indii. Jej błyszczące oczy i jej uśmiech pozwalają nam dostrzec charyzmę, determinację i siłę tych ludzi, którzy wierzą w swój życiowy projekt.


Jej kariera

Zdecydowanie – to jest słowo, które podsumowuje najlepiej drogę Olgi. Z pochodzenia Polka, z domieszką krwi niemieckiej, rosyjskiej, francuskiej – można się zagubić! Podróże były rytmem jej życia od dzieciństwa. Poliglotka i ciekawa wszystkiego.
Był czas jej pobytu w Europie, potem przyszła Azja, na początku w charakterze pracownika , potem już na własne konto.

Odkrywa Indie, pracuje dla księcia saudyjskiego, który urządza tam swoje wille i wysyła ją do Rajasthanu (Północ), gdzie Olgę spotyka katastrofa zdrowotna.

Przed podróżą do Indonezji, źle podano jej szczepionkę, co wywołało uboczną reakcję. Olga jest prawie sparaliżowana i obawia się stwardnienia rozsianego.

Nie załamuje się i postanawia wyjechać w świat w poszukiwaniu rozwiązania jej problemu. Od Nowego Jorku do Singapuru, wreszcie w Chinach znajduje cudowny środek zaradczy w medycznej akupunkturze „metoda dosłownie mnie spustoszyła ale po 48 godzinach, moje wszystkie objawy zniknęły.”

Kto nie zainteresowałby się medycyną alternatywną po takim doświadczeniu?

Oparciem stają się jej przyjaciele, pracownicy naukowi z Radżastanu, którzy pomogli jej odkryć medycynę ajurwedyjską.

„Utkałam sieć; czytałam i poznałem wielu ekspertów, lekarzy”.

Olga wraca do Kerali w południowych Indiach, gdzie odwiedza wiele szpitali i ośrodków opieki. Ta podróż jest zarówno potwierdzeniem jak i rozczarowaniem Tłumaczy to tak: „jeśli lekarz jest dobrze wykształcony, zabiegi ajurwedyjskie jawią mu się bardzo interesujące i skuteczne, ale warunki, w jakich są wykonane oleje i inne środki „naturalne” budzą wątpliwości.” Zioła lecznicze są często pełne pestycydów. Niektóre nie są nawet uprawiane w Kerali. Warunki przygotowania, następnie przechowania są tak samo złe.” Olga ma bardzo jasną wizję: będę uprawiać przyprawy i rośliny lecznicze w możliwie najbardziej naturalny sposób i otworzę szpital ajurwedyjski.

Wprowadzenie

W 2006 roku Olga znalazła swoją wymarzoną doskonałą ekologicznie ziemię, ale perypetie dopiero się zaczęły. Wśród postaci, które pojawiają się w jej historii, znajdziemy nieuczciwego lokalnego menedżera, zazdrosnych, szkodzących sąsiadów, nieufnych i manipulowanych wieśniaków, skorumpowanego adwokata i populistycznych polityków.

Nigdy nawet nie pomyślała o rezygnacji. Pomimo, rywalizacji, całego zespołu technik zastraszania jej, Olga walczy i wspólnymi siłami, z ludźmi którzy stanęli po jej stronie i byli jej wierni od jej przyjazdu do końca – wygrywa. Wraz z Balachandranem, odpowiedzialnym za eksploatację, Soman, liderem zespołu oraz Solenjine, reprezentantką kobiet, wykonują tytaniczną pracę.

„Gleba była kamienista. My zamieniliśmy ją ziemię próchniczą”- wspomina – „Żeby uprawiać cokolwiek na tym spadzistym terenie, konieczne było kamień po kamieniu, przy użyciu tylko siły ramion budować tarasy. Ale przyszedł dzień, w którym sadziliśmy na nich drzewa”.

Przyjąwszy konwencję rolnictwa naturalnego, zero-budżetowego (Zero Budget Natural Farming) promowanego przez indyjski Subhash Palekar, co oznacza też dokładnie zero jakichkolwiek subwencji – Olga uprawia ponad czterdzieści gatunków roślin znanych ze swojego działania leczniczego: jak np. meringa alma, aloe vera , dziki imbir. Rozwija techniki ekologiczne. Po latach kształtuje i mnóstwo doświadczeń i dzieli się nimi ze stowarzyszeniami indyjskich rolników. Cenna wiedza lokalna Soman też pomagała jej w wyborach i planowaniu płodozmianów i selekcji nowych nasion.

Naturalne rolnictwo… „Aby to zadziałało, musimy szanować różnorodność biologiczną” -mówi Olga. „Tutaj nie ma kultur ekskluzywnych, gatunki są mieszane. One się wspierają i chronią się, jedne przez inne. Cień jednej, odrażający zapach drugiej lub działanie odstraszające faunę trzeciej, to wszystko wydaje sie być logiczne! Nawet wetiweria (trawa – chwast) znajduje w tym ekosystemie swoje miejsce, wzmacniając korzeniami kamienne mury tarasów i wabiąc ładne, kolorowe motyle siadające na jej liściach.

Prowadzenie upraw, porządkowanie ich, naturalne nawożenie ziemi, produkowanie ekologiczne nasion z roślin nie-hybrydowych, chronienie sadzonek i utrzymywanie wilgoci ziemi pod palmy kokosowe … Naturalne nawożenie, czyste deszcze, czyste powietrze. Poza tym Olga używa prostych technik, przystosowanych do realiów tej ziemi. I to funkcjonuje.

„Tutaj nie używamy żadnych środków chemicznych. Biorąc pod uwagę warunki ziemi, nie mamy kontaktu z żadnymi zanieczyszczeniami. Tylko deszcz może być elementem zewnętrznym”, lecz rzadko niesie jakieś zanieczyszczenia. Jako że „nic się nie marnuje”, deszczówka też jest odzyskiwana i służy do zasilania całej uprawy, dzięki pomysłowemu systemowi przechowywania, elastycznemu systemowi rur i jednej pompie! Nie chcę skomplikowanej technologii. Musimy naprawiać wszystko sami i nie możemy zależeć od kogoś, kto może nigdy nie przybyć” – mówi Olga z tą pewnością, jaką daje doświadczenie.

Choć nigdy sobie nie wyobrażała siebie jako rolnika, stała się ekspertem rozwiązań ekologicznych. Tutaj zbyteczny olej neem zmieszany zostaje z popiołem z drewna i staje się pożyteczny. Wśród wszystkich jej plantacji wymienia trzy szczególne bliskie sercu: orzech kokosowy, kurkuma i pieprz. One mają być wykorzystane w badaniach na działanie przeciwnowotworowe i w zapobieganiu chorób zwyrodnieniowych. Olga używa starych metod i wykorzystuje kilka tajemnic do produkcji swojego oleju kokosowego o unikalnych właściwościach. Jej czarny pieprz o wyjątkowo silnym smaku cechuje niepospolita zawartość piperyny. Jej kurkuma po sproszkowaniu jest doskonale czysta. Jakość ekoprodukcji jest taka, że przyciąga już dziś potencjalnych nabywców, ciekawych zobaczyć gospodarstwo zrodzone na ziemi dziewiczej. Laboratoria amerykańskie i izraelskie kontraktują dostawy 800 i 900 kg kurkumy aby rozszerzać eksperymenty nad możliwościami leczenia w ten sposób raka.

„To wszystko już wymaga produkcji czterech ton świeżych roślin!” wykrzykuje Olga.

Z pasją i wyrzeczeniami ona i jej zespół produkują i sprowadzają do postaci sproszkowanych wyjątkowe rośliny. Na razie, tylko ograniczona ich ilość jest sprzedawana poza region lub eksportowana za granicę. Większość roślin nadal jest przechowywana w celach zarodkowych dla rozszerzania upraw. „Szacuję, że po upływie pięciu lat, wiele roślin wytworzy odmiany własne, endemiczne” – powiedziała. „Co da najwyższą gwarancję jakości!”
Na zboczach Agasthiyamalai nie brakuje przestrzeni pod uprawy ekologiczne roślin absolutnie najwyższej czystości biologicznej. Zabraknąć może tylko czasu lub siły roboczej.

Projekty wysokiej jakości

A projekt szpitala? On jest ciągle w opracowywaniu. Olga rozważa współpracę z parą młodych, ale już doświadczonych lekarzy, wyspecjalizowanych w leczeniu stwardnienia rozsianego i innych chorób wobec których medycyna euro-amerykańska jest bezradna – metodami ayuwerdyjskimi. Jej pomysł to: „zbudowanie struktury składającej się z dwudziestu pokoi i zaoferowanie rezydentom indywidualnej opieki w zdrowym środowisku, ponieważ pacjenci zostawaliby z nami przez pewien czas. Budynek ekologiczny , wspaniały widok, taras do odpoczynku i skuteczne metody leczenia, oto projekt altruistyczny i potencjalnie opłacalny”.

Robiący wcześniej mnóstwo szkód, panchayat (samorząd lokalny, rodzaj rady wsi), teraz dumny z popularności ich miejscowości dzięki Oldze, chciałby przyłączyć się do projektu farmy mlecznej. Olga ma już cztery krowy rasy Kasargod, w tym ładną Marie-Claire, o ciemnej i błyszczącej maści; ona daje mleko A2 wysokiej jakości… Czy gotowa jest wziąć dwadzieścia razy więcej? Dlaczego nie? W końcu im bardziej chcemy rozwijać nasze uprawy tym więcej potrzebujemy nawozu, a obornik od tych krów jest doskonały!” – żartuje Olga, która wyobraża sobie dystrybuowanie swojego mleka do okolicznych szkół. Otwarte może zostać także miejsce medytacji i praktyk joga. I przynosić dochody. Może powstać miejsce mieszczące grupy dzieci na letnich wakacjach pod hasłem: „odkrycie natury”. W pozostałej części roku może ono służyć dla osób starszych, dbających o zdrowie i pragnących ciszy…

Marzenia, projekty… Olga myśli już dawno o tym miejscu w kategorii swojego domu na zawsze.

Późne popołudnie. Wszyscy pieszo schodzą ze wzgórza. Pomimo zmęczenia, robotnicy maszerują żwawo, żartując. Kobiety na głowach niosą kiście bananów. Podziwiamy małe pucołowate dziecko na drodze. Wypełniony dobrym, świeżym mlekiem słoik zanosimy do miasta. Wieśniacy, uśmiechnięci pozdrawiają nas uprzejmie. Czy nie ma jakiejś magii, na szczycie tego wzgórza?

Amelia Weigel

Newsletter

Zapisz się teraz

Kontynując korzystanie z witryny, zgadzasz się na stosowanie plików cookie more information

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close