Co jest dziś dylematem wytwórców środków myjących i szamponów?
Dokładniej – na czym polega problem z laurylosiarczanami sodu potocznie zwanymi SLS i SLES?
Po latach, którym towarzyszyło zafascynowanie skutecznością „chemii myjącej” zaczęto przyglądać się tym substancjom. Potężny przemysł chemiczny oczywiście twierdzi, że SLS-y są bezpieczne, że nie ma nic złego w myciu zęz okrętowych tymi samymi rozpuszczalnikami brudu tłuszczu, co naszych ciał… Czynione są nawet opłacane przez przemysł chemiczny badania, wykazujące nieszkodliwość laurylosiarczanów. Ale konsumenci im nie wierzą. Dlaczego?
Zacznijmy od początku…
Główną rolą środka myjącego jest umycie skóry czy włosów. Codzienna pielęgnacja ma zapewnić oczyszczenie z nadbudowanych kosmetyków, różnego rodzaju brudów, pyłów, utlenionych (zjełczałych) tłuszczy, naszych wydzielin i wszelkich minerałów po pewnym czasie tworzących na naszej skórze i włosach osad. Nieodpowiednio dobrany sprzyja pojawianiu się schorzeń skóry, starzeje się ona znacznie szybciej, pojawiają się alergie i zmiany dermatologiczne, a włosy nawet jeśli nie wypadają przedwcześnie, to wyglądają wówczas niekorzystnie.
Tym samym składniki muszą być tu dobierane w sposób przemyślany. Przy zachowaniu rozsądnych proporcji pomiędzy „naturalnością” produktu, naciskiem na substancje roślinne, aktywne i oleje, a doborem elementów konsystencjotwórczych i składników realnie myjących.
Dominujące przez całe lata w środkach myjących tradycyjne mydła (detergenty) potasowe i amonowe, uznano wreszcie za zbyt drażniące i powoli zastępowano solami amonowymi i sodowymi estrów siarczanowych alkoholi alifatycznych. Ich skrót to:
SLS – Sodium Laureth Sulfate
lub
SLES – Sodium Lauryl Ether Sulfate
Po polsku: laurylosiarczany sodu.
Laurylosiarczan sodu to środek powierzchniowo czynny, to dokładnie ta substancja, która jest odpowiedzialna za świetne pienienie się produktów chemii czyszczącej. To detergent oraz emulgator stosowany w tysiącach produktów kosmetycznych ale, uwaga (!) również w przemysłowych środkach czystości. Oczywiście w środkach myjących i czyszczących do ciała, podkładach do makijażu, mydłach w płynie, detergentach do prania, w farbach do włosów, środkach wybielających, pastach do zębów (!) oraz w olejkach/solach do kąpieli, a także w środkach do czyszczenia z oleju i smaru zęz okrętowych, czyściwach do powierzchni produkcyjnych czy platform wiertniczych. Jest to zatem potężny biznes.
To prawda że SLS-y pozyskuje się na skalę przemysłową także z … kokosów, ale nie dajmy się zwieść, że dzięki takiemu pochodzeniu będzie to związek naturalny. Nie w pochodzeniu tkwi diabeł tym razem, a w procesie jego produkcji (oksyetylenowaniu), podczas którego SLS i SLES zostaje nieuchronnie skażony związkiem chemicznym o nazwie 1,4-dioksan. Rakotwórczym produktem ubocznym, który dokładniej zastanie opisany później.
SLS jest solą sodową laurylosiarczanu, i jest sklasyfikowany w Bazie Danych Kosmetyków organizacji Environmental Working Group (EWG) ( www.ewg.org ), jako „detergent, środek powierzchniowo czynny, emulgator oraz środek spieniający”. Skutkiem niezwykle silnego lobby od ponad pół wieku kwalifikowany, jako: „umiarkowanie szkodliwy”. Związkiem podobnym do laurylosiarczanu sodu jest lauretosiarczan sodu (w skrócie eter lauretosiarczanu sodu lub SLES), detergent koloru żółtego o większych nawet właściwościach spieniających. SLES jest uważany za nieco mniej drażniący niż SLS. Ostatni ze spotykanych, to laurylosiarczan amonu (ALS – Ammonium Lauryl Sulfate) – jest kolejną odmianą środka powierzchniowo czynnego często stosowaną w kosmetykach oraz środkach czyszczących, aby wywołać pienienie się. ALS wykazuje silne podobieństwa do SLS, i wiążą się z nim podobne zagrożenia.
Czy 16 000 badań dotyczących SLS może się mylić?
Zgodnie z Recenzjami Bezpieczeństwa Kosmetyków pochodzącymi z bazy danych Skin Deep wspomnianej organizacji Environmental Working Group, badania naukowe nad SLS pokazały powiązania z:
• Podrażnieniami skóry oraz oczu
• Toksycznością organów
• Toksycznością rozwojową/reprodukcyjną
• Neurotoksycznością, przerwaniem działania gruczołów dokrewnych, toksycznością ekologiczną oraz zmianami biochemicznymi lub komórkowymi
• Możliwymi mutacjami oraz nowotworami
Jeżeli wuszykasz hasło SLS na portalu Environmental Working Group, zobaczysz bardzo długą listę zagrożeń dla zdrowia oraz powiązanie z nimi badania naukowe dotyczące tego związku chemicznego. Ponadto, ujrzysz informacje ekologów i wojowników o zdrowie populacji o wspomnianych 16 000 badań zebranych tylko w samej bibliotece naukowej PubMed – dotyczących toksyczności tego związku chemicznego. Bez wątpienia istnieją podstawy do zmartwień dotyczących stosowania produktów zawierających SLS, SLES i ALS.
Ponieważ większość badań naukowych jest wykonywana na samym SLS – nie na produktach, które go zawierają – EWG twierdzi, że:
„Rzeczywiste zagrożenia dla zdrowia będą różnić się według poziomu wystawienia na działanie składników oraz indywidualnej podatności.”
Wiele badań przeprowadzonych na zwierzętach laboratoryjnych polegało na aplikowaniu SLS bezpośrednio do oczu zwierząt oraz karmieniu ich czystym SLS. Jak można się spodziewać, po KAŻDYM związku chemicznym, zjadanie go lub nakładanie go na oczy – przysporzyłoby nie lada kłopotów! Nawet substancje naturalne (np. olejek cynamonowy lub olejek oregano) mogą spowodować szkodliwe efekty.
Uświadomić sobie wszak powinniśmy, że wysokie przyjmowanie SLS, czy to oralnie czy poprzez skórę, nie jest zwyczajną praktyką podczas normalnego używania kosmetyków – prawdziwym zmartwieniem jest stopniowy efekty zbiorczy spowodowany długotrwałym, powtarzającym się wystawieniem na jego działanie. Przez lata i dziesięciolecia. Co oczywiste – brakuje znaczącej ilości długoterminowych badań dotyczących WSZYSTKICH związków chemicznych zawartych w tych produktach, bo kto miałby je finansować? – Tak więc, nie wiemy naprawdę, jakie są długotrwałe efekty ich przyjmowania. Nie chodzi tu jedynie o powtarzające się wystawienie na działanie jednego związku chemicznego – chodzi o połączony efekt tysięcy wystawień na ich działanie w małej ilości, dzień po dniu, kilkanaście razy dziennie, to ma prawdziwe znaczenie.
Przebrnięcie przez dowody staje się jeszcze trudniejsze, gdy odkrycia naukowe są sztuczne lub błędne, a następnie krążą po internecie, jako fakty.
Prawdziwe zagrożenia SLS – plotki i pogłoski na bok
Niektóre badania wskazują, że SLS uszkadza śluzówkę ustną oraz skórę. Nie jest to zaskoczeniem, gdyż SLS używany jest, jako środek podrażniający podczas badań, w których zabiegi medyczne wymagają skóry podrażnionej celowo.
• Badanie przeprowadzone w Stern College for Women na Uniwersytecie Yeshiva w Nowym Yorku w 1997 zbadało SLS w płynach do płukania ust. Ustalono, że SLS zawarty w takich płynach powodował u ochotników łuszczenie się nabłonka w jamie ustnej oraz uczucie pieczenia.
• Badanie, które pojawiło się w magazynie Exogenous Dermatology, potwierdziło, że SLS jest środkiem bardzo „korozyjno-podrażniającym” dla skóry – podrażnienie występowało u uczestników badania przez 3 tygodnie. SLS zwiększa uszkodzenia przez pozbawianie skóry olejków ochronnych i wilgoci.
• SLS jest powiązany ze zwiększonym występowanie aft (owrzodzeń) poprzez efekt denaturacyjny oraz podrażnienia śluzówki jamy ustnej.
Połknięcie SLS prawdopodobnie spowoduje wymioty oraz biegunkę, przez co jest nawet używane, jako środek przeczyszczający podczas przeprowadzania lewatywy. Więc należy uważać, aby nie połknąć zbyt dużo pasty do zębów zawierającej SLS. Według Judi Vance, autorki książki Beauty to Die For, SLS może powodować uszkodzenia DNA na poziomie komórkowym. W artykule dla ConsumerHealth.org, oświadcza ona, że stowarzyszenie dentystyczne Japonii zbadało wpływ SLS na bakterie, które wykazywały cechy mutagenne. Oświadczyła ona również, że mieszki włosowe są znaczącymi transporterami tych groźnych substancji do naszego ciała.
Związek pomiędzy SLS, tlenkiem etylenu, 1,4-dioksanem, a nowotworami.
Dowody łączące SLS oraz nowotwory stanowią nie lada wyzwanie, w związku z absolutnie niewystarczającą liczbą badań naukowych. Mimo to, wpływ rakotwórczy wydaje się całkiem możliwy, biorąc już pod uwagę to choćby, że SLS/SLES jest często skażony dwoma czynnikami, których rakotwórczości już kartel chemiczny kwestionować nie ma odwagi:
• Tlenek etylenu (od którego pochodzi litera E w SLES). Powrót do strony internetowej bazy danych Skin Deep, sekcji tlenek etylenu, ujawnia jego ocenę tej substancji, jako „wysokie zagrożenie”, która pojawia się, jako zanieczyszczenie w tysiącach produktów do pielęgnacji ciała. Używany jest on do „oksyetylenowania” SLS oraz innych związków chemicznych, aby sprawić, że będą mniej nieprzyjemne.
• 1,4-dioksan – produkt uboczny tlenku etylenu, który również został oceniony, jako „wysokie zagrożenie” przez Skin Deep i jest powiązany z nawet jeszcze dłuższą lista powszechnych produktów do pielęgnacji ciała. Na stronie internetowej CDC 1,4-dioksan jest opisany, jako „prawdopodobnie rakotwórczy dla ludzi”, toksyczny dla mózgu oraz centralnego układu nerwowego, nerek, oraz wątroby.
Organizacja kluczowa w swoim opiniodawstwie, jaką jest FDA (amerykańska Agencja Żywności i Leków), w dalszym ciągu podtrzymuje stanowisko, że poziomy 1,4-dioksanu w produktach do pielęgnacji ciała są zbyt niskie, aby uznać je za szkodliwe. My zapytamy jednak inaczej:
– Czy biorąc pod uwagę, że istnieją produkty, które NIE zawierają 1,4-dioksanu, warto ryzykować swoje zdrowie?
SLS i nitrozoaminy
SLS jest także powiązane z nitrozoaminami. Nitrozoaminy są silnie rakotwórczymi związkami, które powodują, że ciało człowieka wchłania azotany, które są również znane, jako substancje rakotwórcze. Wg artykułu Greenfeet, przynajmniej jedno badanie wykazało powiązanie SLS z wchłanianiem azotanów. Raport Greenfeet stwierdza:
“(…) wykazano powiązanie pomiędzy SLS oraz kataraktą i wchłanianiem azotanów (substancji powodującymi nowotwory). Najwyraźniej, do wchłaniania dochodzi, gdy SLS zostaje skażone NDELA (N-nitrozodimetyloaniliną) podczas produkcji. Do skażenia dochodzi, gdy SLS wchodzi w kontakt z wieloma różnymi związkami chemicznymi, w tym z TEA (trietanoloaminą), która jest powszechnie używana, jako środek myjący w szamponach.”
Tak więc, SLS połączone z TEA, tworzy NDELA, który jest nitrozoaminą oraz znanym związkiem rakotwórczym. Biochemia jest bardzo skomplikowana przez te „koktajle chemiczne”, jakimi są mydła i szampony. Gdy owe składniki chemiczne połączą się ze sobą, zaczynają tworzyć się różne wiązania cząsteczkowe oraz powstają nowe i niezamierzone związki chemiczne. Niestety, niektóre z tych niezamierzonych związków chemicznych to nitrozoaminy. Powyższy artykuł zwraca uwagę na fakt, że FDA nie jest w stanie przetestować wszystkich dostępnych kombinacji związków chemicznych, w każdej, unikatowej mieszance, a więc, pomimo, że pojedyncze składniki mogą zostać uznane za bezpieczne, gdy zostaną one zmieszane, nie mamy już takiej pewności. Tylko, dlatego że SLS nie zawiera azotanu, nie oznacza to, że nie mogą one PRZYGARNĄĆ azotanu z zupy chemicznej i związać się z nim, by stworzyć zabójczą nitrozoaminę. Tym bardziej, że dowiedziono już takich reakcji w środkach czystości używanych w naszych domostwach i środki te pospiesznie wycofywano z rynku.
Wniosek
Bez cienia nawet pewności, co do bezpieczeństwa długotrwałego stosowania środków zawierających SLS, SLES czy ALS oraz powiązanych z nim zanieczyszczeń, najlepszym wyborem jest unikanie ich oraz ryzyka z nimi związanego. Istnieją bezpieczne alternatywy. Wolne od SLS-ów środki do ciała i szampony do włosów w żadnym stopniu nie ustępują efektywnością czyszczenia i pielęgnacji tym, które je powszechnie zawierają.
Na podstawie archiwalnego tekstu Uśmiechów od COLWAY autorstwa Piotra Pakuły
Bycie na bieżąco w najnowszych trendach zielonych, zdrowotnych i technologicznych pozwala nam na wybór rozwiązań właściwych dla potrzeb użytkowników naszych produktów.